Kinga Krzyżostaniak
Kinga Krzyżostaniak

Harry Potter i burza w gabinecie

Chyba żadna fikcyjna postać nie wpłynęła tak silnie na życie tak wielu prawdziwych ludzi, jak czarodziej z blizną w kształcie błyskawicy na czole. Dekada 1997-2007 zmieniła na zawsze literaturę fantasy, rozpętując ogólnoświatową fascynację magią w wydaniu J.K. Rowling. Jeśli nie należysz do tzw. „potteromaniaków”, nie przejmuj się i czytaj dalej, bo za moment przejdziemy już do tematów stomatologicznych.

Harry Potter i burza w gabinecie

Chyba żadna fikcyjna postać nie wpłynęła tak silnie na życie tak wielu prawdziwych ludzi, jak czarodziej z blizną w kształcie błyskawicy na czole. Dekada 1997-2007 zmieniła na zawsze literaturę fantasy, rozpętując ogólnoświatową fascynację magią w wydaniu J.K. Rowling. Jeśli nie należysz do tzw. „potteromaniaków”, nie przejmuj się i czytaj dalej, bo za moment przejdziemy już do tematów stomatologicznych.

Co tak właściwie sprawiło, że postać zwaną Harrym Potterem kojarzy znaczna część mieszkańców naszej planety, zwłaszcza tych najmłodszych? Co takiego dostrzegł w rękopisie przesłanym mu przez Joanne Rowling trzynasty z kolei wydawca, któremu kobieta zaproponowała wydanie jej powieści, czego jego dwunastu poprzednikom nie udało się zauważyć? Czemu historie o świecie czarodziejów zawdzięczają swój fenomen? Moim zdaniem odpowiedź na te pytania brzmi: ludziom bardzo, ale to bardzo brakuje magii w ich codzienności. Chroniczny niedobór niezwykłości sprawia, że wszystko, co pozwala nam wyrwać się ze szpon przewidywalnej do bólu rzeczywistości przyjmujemy z ogromnym entuzjazmem.

Nic więc dziwnego, że od momentu, w którym znajoma Pani Doktor przy użyciu niepozornego związku chemicznego wyleczyła źle gojącą się ranę równie szybko i skutecznie, jak przy użyciu zaklęcia „vulnera sanentur” naprawiali swe zdrowie czarodzieje, środek ten znalazł się w centrum jej zainteresowań. Z błyskiem w oku opowiedziała ona raz mojej grupie dziekańskiej na zajęciach klinicznych w Instytucie Stomatologii Uniwersytetu Medycznego w Łodzi o niesamowitych właściwościach i ogromnym potencjale drzemiącym w pewnym powszechnie znanym gazie. Jej historia oraz moje własne poszukiwania sprawiły, że sama również poddałam się czarowi tej substancji i postanowiłam poświęcić jej poniższy tekst.

O czym właściwie mowa? O wyjątkowym zapachu unoszącym się w powietrzu tuż po przejściu okraszonej piorunami ulewy. O stratosferycznym płaszczu, który chroni ziemię przed promieniowaniem nadfioletowym. O trzech atomach tlenu zespolonych w jedną cząsteczkę.

O związku zwanym ozonem.

Ten wybitnie silny utleniacz doskonale radzi sobie z niszczeniem ścian bakteryjnych, destrukcją komórek grzybów, a nawet unieszkodliwianiem wirusów, bez uszkadzania zdrowych komórek naszego organizmu, za to z możliwością niszczenia zdegenerowanych, niepoprawnie wytworzonych i szkodliwych dla nas samych struktur pokroju komórek nowotworowych. Zdolny jest także do neutralizacji toksyn produkowanych przez mikroorganizmy i przemiany ich w związki nieszkodliwe dla ludzkich tkanek. Wspomaga on również syntezę interleukin i prostaglandyn przez limfocyty oraz aktywuje makrofagi, działając przeciwzapalnie i zwiększając efektywność funkcjonowania układu odpornościowego. Ponadto, ozon pozytywnie oddziałuje na transport tlenu przez krew i dostarczanie go do tkanek, co nasila wewnątrzkomórkowe tlenowe przemiany metaboliczne, uskuteczniając chociażby procesy regeneracyjne. Pod jego wpływem rośnie ilość mitochondriów i rybosomów w komórkach, co umożliwia im wydajniejsze funkcjonowanie. Przypuszcza się również, że stymuluje on układ neuroendokrynny, przyczyniając się do poprawy samopoczucia pacjentów poddawanych ozonoterapii.

Jak więc dentysta może wykorzystać drzemiący w ozonie potencjał?

W zakresie stomatologii zachowawczej coraz większą popularność zyskują obecnie zabiegi ozonowania zębów posiadających początkowe zmiany próchnicowe bez utraty ciągłości tkanek – dzięki takiej terapii możliwe jest zahamowanie postępu choroby, zanim rozwinie się ona na tyle, że mechaniczne usuwanie zmienionych próchnicowo fragmentów zęba będzie nieuniknione. Procedury tego typu są szczególnie cenne w stomatologii dziecięcej, przy pracy z małymi pacjentami, których przerażają narzędzia rotacyjne. Dodatkową zaletą stosowania ozonu jest też zapobieganie powstawaniu wolnych związków siarki, odpowiedzialnych za nieprzyjemny zapach jamy ustnej. Pomaga on również likwidować nadwrażliwość zębów niepróchnicowego pochodzenia.

W endodoncji lubrykanty zawierające ozon oraz woda z jego dodatkiem doskonale zwalczają bytujące w kanałach korzeniowych bakterie, a gazowy O3, poza przenikaniem w głąb kanalików zębinowych, dostaje się przez otwór wierzchołkowy do sąsiadującej z zębem tkanki kostnej, gdzie wspomaga procesy odtwórcze. Ozonu używa się również, w połączeniu z innymi substancjami, w walce z odbarwieniem zębów po leczeniu kanałowym.

Szerokie zastosowanie środek ten znajduje także w periodontologii, protetyce, implantologii czy chirurgii stomatologicznej, gdzie niszczy szkodliwe mikroorganizmy, przyspiesza gojenia tkanek czy oczyszcza uzupełnienia protetyczne i dekontaminuje implanty. Przydaje się też do leczenia różnorodnych ran, owrzodzeń, aft oraz zmian opryszczkowych, zapalenia kątów ust czy kandydozy.

Jedna cząsteczka, trzy atomy tlenu i użyteczność niemalże w każdej dziedzinie stomatologicznej - ozon wydaje się być równie skutecznym „lekiem na całe zło”, jak potterowski bezoar, niemalże uniwersalne antidotum na trucizny świata czarodziejów. Nie mogę się doczekać wypróbowania jego magii we własnej praktyce klinicznej.

Poniżej zamieszczam pracę stanowiącą główne źródło zamieszczonych w tekście informacji. Można ją znaleźć bezpośrednio pod linkiem: https://www.thieme-connect.de/products/ejournals/pdf/10.4103/2278-9626.141658.pdf

Kumar, A. et al. (2014) ‘Current interpretations and scientific rationale of the ozone usage in dentistry: A systematic review of literature’, European Journal of General Dentistry. doi: 10.4103/2278-9626.141658.