Kinga Krzyżostaniak
Kinga Krzyżostaniak

Heavy metalom mówimy nie - czyli stomatologia wolna od amalgamatu

Rtęć, cynk, cyna, miedź i srebro - nie, to nie jadłospis ryb z Odry, a skład materiału, którym jeszcze nie tak dawno dentyści ochoczo uzupełniali ubytki w zębach swoich pacjentów. Amalgamat, bo o nim mowa, umożliwiał lekarzom tworzenie wypełnień zdolnych utrzymać się w jamie ustnej przez dziesięć, a nawet dwadzieścia i więcej lat. Dodatkową jego zaletę stanowił fakt, że materiał ten znajdował się w puli świadczeń refundowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia, dzięki czemu jego użycie nie obciążało kieszeni pacjentów. Wybitna trwałość i darmowość „srebrnych plomb” spowodowały, że stały się one idealnym materiałem dla tej (niemałej niestety) części populacji, która na fotelu u dentysty pojawiała się „od wielkiego dzwonu” i która chętniej skazałaby na cierpienie swoją jamę ustną niż własny portfel. Choć, umówmy się, w przypadku substancji, która może i wygląda brzydko, ale za to jest toksyczna, gratis to uczciwa cena.

Heavy metalom mówimy nie - czyli stomatologia wolna od amalgamatu

Niemniej, czasy się zmieniają - twórcy materiałów do wypełnień skwapliwie wykorzystują zdobycze technologiczne i wprowadzają na rynek stomatologiczny coraz to nowsze produkty, które poza świetnym wyglądem i mniej trującym składem posiadają udoskonalone właściwości mechaniczne; dla pacjentów zaś priorytetem staje się estetyka uśmiechu, a nie długowieczność uzupełnień. Z tych powodów lekarze prowadzący prywatne praktyki dentystyczne z amalgamatem pożegnali się w większości już dość dawno temu, a od października zeszłego także dentyści pracujący „na fundusz” przestali z niego korzystać - nawet NFZ dostrzegł w końcu, iż najodpowiedniejszym miejscem dla tego materiału są annały historii stomatologii.

Hg - dwieście jednostek masy atomowej grozy

Głównym składnikiem amalgamatu jest rtęć, uważana za najbardziej toksyczny nieradioaktywny pierwiastek na świecie, dziesięciokrotnie groźniejszy dla ludzkiego organizmu niż ołów. Wśród najważniejszych przyczyn zanieczyszczenia nią środowiska wyróżnić można małopowierzchniowe wydobycie złota, spalanie paliw kopalnych, przemysł rybny i osady ściekowe, a także amalgamat dentystyczny, który według WHO stanowi główne źródło narażenia człowieka na jej działanie. Światowa Organizacja Zdrowia twierdzi, że nie istnieje pojęcie: „bezpieczny poziom rtęci w organizmie”, zaś Agencja Ochrony Środowiska Stanów Zjednoczonych uznaje za akceptowalną dzienną dawkę 0,1 mikrograma/kg masy ciała metylortęci - związku powstającego w wyniku biotransformacji tego pierwiastka przez mikroorganizmy. Co sprawia, że ważące nieco ponad dwieście unitów atomy hydrargyrum uważane są za tak niebezpieczne?

Profil toksyny

Opary rtęci, niewidoczne i bezzapachowe, powstają w pokojowej temperaturze i już w niewielkiej ilości są śmiertelnie niebezpieczne; objawy zatrucia do złudzenia przypominają zaczadzenie, co utrudnia zapewnienie potrzebującemu efektywnej pomocy. Dzięki dużemu powinowactwu rtęci do kwasów nukleinowych, aminokwasów i białek, Hg łączy się ze związkami organicznymi, dezorganizuje pracę enzymów i zaburza metabolizm narządów, zwłaszcza ośrodkowego układu nerwowego oraz nerek. Wśród objawów ostrego i przewlekłego zatrucia wyróżnia się: kaszel, gorączkę, drgawki, omamy, halucynacje, zaburzenia poznawcze, zmiany w osobowości, a w jamie ustnej - problemy z przyzębiem.

Nieorganiczne sole rtęci powstają w wyniku przyłączenia się jonów rtęci do związków nieorganicznych. Jony rtęci tworzone są przez utlenianie rtęci atomowej (pochodzącej np. z oparów lub z przekształcenia związków organicznych w nieorganiczne) przez obecne we krwi i w komórkach organizmu enzymy. Związki te doprowadzić mogą do zniszczenia nerek, zapaści sercowo-naczyniowej, uszkodzenia przewodu pokarmowego i śmierci. Chlorek rtęci, parę wieków temu stosowany jako „lekarstwo na wszystko”, powoduje stres oksydacyjny, jest silnie cytotoksyczny i przyjmowany przez dłuższy okres może przyczyniać się do rozwoju choroby Alzheimera.

Choć opary rtęci przechodzą przez łożysko i barierę krew-mózg łatwiej niż sole nieorganiczne rtęci, to właśnie druga grupa związków jest najgroźniejsza dla ośrodkowego układu nerwowego - ma bowiem większą zdolność do tworzenia złogów w mózgowiu. W naturalnym środowisku nieorganiczne związki rtęci ulegają połowicznemu rozpadowi po 30-60 dniach; w mózgowiu ich okres półtrwania wynosi 20 lat.

Sole rtęci gromadzą się m.in. w gruczołach wydzielania zewnętrznego, np. w śliniankach, zwłaszcza podżuchwowej. Mogą więc po jakimś czasie wydostać się wraz ze śliną do jamy ustnej, a stamtąd trafić przez przewód pokarmowy do krwi i osadzić się w innych tkankach. Co więcej, są one zdolne do uszkodzenia ślinianki - istnieje nieudowodniona klinicznie korelacja między występowaniem uzupełnień amalgamatowych w jamie ustnej oraz diagnozowaniem u pacjentów zespołu Sjörgena.

Najważniejsze organiczne związki rtęci to metylortęć i dimetylortęć. Druga z tych substancji, powstająca w wyniku metylacji siarczków rtęci, które tworzone są, gdy jony tego pierwiastka reagują z powszechnymi w organizmie cysteiną i glutationem, to najpotężniejsza znana ludzkości neurotoksyna. Rtęć organiczna gromadzi się w mózgowiu głównie w rejonach odpowiedzialnych za funkcje motoryczne, upośledzając koordynację i równowagę. Łatwo przechodzą również do łożyska, siejąc spustoszenie w nowopowstających neuronach ośrodkowego układu nerwowego płodów, wpływając niekorzystnie na zdolność ruchu, głębokie odruchy ścięgniste, umiejętność skupiania uwagi czy orientację wzrokowo-przestrzenną.

Powyższe informacje odnoszą się zarówno do skutków działania amalgamatu, jak i do negatywnego wpływu rtęci z innych źródeł na ludzki organizm. Kolejne akapity przedstawiają szkody, które wyrządza w ludzkim organizmie rtęć pochodząca z wypełnień dentystycznych.

Dramat w jamie ustnej

W wyniku bezpośredniego kontaktu błony śluzowej jamy ustnej z wypełnieniami amalgamatowymi dojść może do pojawienia się odczynów zapalnych oraz zmian lichenoidalnych, które ulegają remisji po usunięciu amalgamatu z ubytku. Źle wypolerowane, niedostosowane do warunków zwarciowych i przestarzałe wypełnienia nie tylko podrażniają śluzówkę, ale także stanowią miejsca retencji płytki nazębnej, której obecność zaostrza negatywne odczyny tkanek miękkich i przyczynia się do zaognienia procesu próchnicowego.

Każdy dentysta spotkał się najpewniej z pojęciem „tatuażu amalgamatowego”. Powstaje on w wyniku interakcji między rtęcią z wypełnień oraz siarkowodorem i merkaptanem metylu, będącymi produktami metabolizmu bakterii beztlenowych. Mikroorganizmy te obecne są w ustach znacznej części populacji, a ich liczebność rośnie wraz z pojawianiem i zaostrzaniem się problemów periodontologicznych. Stany zapalne dziąseł i przyzębia, które często związane są z niedostateczną higieną i nadmierną akumulacją płytki nazębnej (wynikającą np. z osadzania się zanieczyszczeń na powierzchni wadliwych wypełnień amalgamatowych) tworzą idealne warunki do rozwoju beztlenowej flory bakteryjnej. W wyniku reakcji rtęci z merkaptanem metylu i siarkowodorem powstaje siarczek rtęci, wysoce toksyczny związek mogący prowadzić nie tylko do pojawienia się miejscowych problemów zdrowotnych w jamie ustnej, ale także do wystąpienia lub zaognienia wielonarządowych zaburzeń ogólnoustrojowych. Tatuaż amalgamatowy to nic innego, jak występujące w śluzówce złogi tej szkodliwej substancji.

Ogólnoustrojowa demolka

Zatrucie rtęcią może wiązać się z występowaniem u chorego ponad 250 różnych objawów. W wyniku jej działania uszkodzeniom ulegają układy: odpornościowy, nerwowy, pokarmowy, oddechowy, moczowy, mięśniowy, rozrodczy czy krążenia; jest też niebezpieczna dla płodów. Ciężko wymienić wszystkie szkody, jakie rtęć może wywołać w ludzkim organizmie; poniżej zebrane są przykładowe skutki jej działania na poszczególne układy.

Układ nerwowy

Dzięki doskonałej rozpuszczalności w tłuszczach rtęć, zwłaszcza w postaci oparów, z łatwością przenika barierę krew-mózg. Jony tego metalu upośledzają neuroprzekaźnictwo: wiążą się z grupami tiolowymi alfa- i beta-tubuliny, białka tworzącego mikrotubule - struktury uczestniczące m.in. w transporcie wewnątrzkomórkowym, którego prawidłowy przebieg warunkuje skuteczne przekazywanie impulsów nerwowych. Kumulacja związków rtęci w neuronach przyczynia się do uszkodzenia tych komórek oraz stanowi jeden z czynników sprzyjających rozwojowi schorzeń neurodegeneracyjnych, do których należą: choroba Alzhaimera, choroba Parkinsona, stwardnienie zanikowe boczne i stwardnienie rozsiane. Istnieje również korelacja między ilością rtęci w organizmie, związaną z dużą liczbą wypełnień amalgamatowych w jamie ustnej, a występowaniem zespołu niespokojnych nóg (RLS). Przypuszcza się, że narażenie na kontakt z rtęcią dzieci może sprzyjać wystąpieniu u nich ADHD czy autyzmu.

Odporność i krążenie

Rtęć ingeruje w liczebność krwinek - przy zatruciu nią pojawia się anemia, a nawet pancytopenia, związana z niedoborem erytrocytów, trombocytów i leukocytów, zwłaszcza kwasochłonnych. U chorych występują trudne do opanowania krwawienia, zespół dysfunkcji wielonarządowej, a nawet posocznica. Obecność rtęci w organizmie skorelowana jest również ze zmniejszeniem wydzielania tymuliny, hormonu grasicy uczestniczącego w różnicowaniu limfocytów T oraz wzmacniającego ich działanie - niedobór tej substancji zdecydowanie negatywnie wpływa na zdolności obronne organizmu.

Układ rozrodczy

Przy zatruciu rtęcią zaobserwować można upośledzenie funkcji rozrodczych, problemy z zajściem w ciążę i zwiększone ryzyko poronień. Wynika to ze zmian proporcji progesteronu i estrogenów i zwiększenia ilości tych drugich, co wiąże się z hamowaniem uwalniania hormonu luteinizującego i rozregulowaniem cyklu miesiączkowego. Rtęć przyczynić się może do występowania zespołu policystycznych jajników, bolesnych miesiączek, przyspieszonej menopauzy, endometriozy czy patologicznych zmian w gruczołach piersiowych - wszystkie te zjawiska mogą powodować niepłodność. Metal ten przyczynia się także do zmniejszenia ilości plemników, obniżenie parametrów jakości nasienia i zaburzenia erekcji.

Płód

Związki i opary rtęci, dzięki wspomnianej już świetnej rozpuszczalności w tłuszczach, bez problemu przenikają z organizmu ciężarnej do tkanek płodu, gdzie metal ten gromadzi się w największej ilości w mózgu i w nerkach. Dostępne obecnie badania nie wskazują jednoznacznych negatywnych efektów działania rtęci na organizm płodu - noworodki, u których stężenie rtęci w krwi matek i w tkankach łożyska było wyższe ze względu na obecność wypełnień amalgamatowych w zębach ciężarnych, oraz dzieci, które nie były narażone na wysokie stężenia Hg, w przed- i pourodzeniowych pomiarach biometrycznych nie wykazywały istotnych różnic. Istnieje badanie, które neguje występowanie negatywnych neurorozwojowych konsekwencji działania rtęci u dzieci; istnieje też praca, w której znaleziono korelację między przedurodzeniową ekspozycją na rtęć a przedwczesnym dojrzewaniem dziecka. Badania nad długoterminowymi skutkami narażenia na rtęć w czasie rozwoju płodowego to raczkująca gałąź nauki i na bardziej szczegółowe prace w tej tematyce przyjdzie nam zapewne jeszcze trochę poczekać.

 Naukowcy zgadzają się co do jednego - ze względu na to, że przy usuwaniu amalgamatu uwalnia się więcej rtęci niż przy codziennym użytkowaniu wypełnień z tego materiału w całym okresie ciąży, wymianę srebrnych plomb należy odłożyć do momentu, aż dziecko ciężarnej przyjdzie na świat.

Rtęć niebezpieczna (nie) od zawsze

Rozmiar szkód, które ludzkiemu organizmowi może wyrządzić rtęć zawarta w amalgamacie, jest przerażający. Nasuwają się więc pytania: dlaczego zaczęliśmy się nimi martwić dopiero teraz? Czyżby wcześniej nikt nie wiedział, że rtęć jest szkodliwa? Odpowiedź na te zagadnienia jest dość skomplikowana.

Pierwsze amalgamaty, tj. jednorodne mieszaniny dwóch lub więcej składników, z których przynajmniej jeden był metalem, używane były do wypełniania ubytków już w VII wieku n.e. w Chinach. Amalgamat dentystyczny, czyli mieszanina rtęci z różnymi innymi metalami w różnych proporcjach, zyskała w Europie popularność pod koniec XVIII wieku. Wcześniej najpowszechniejszym materiałem do zaopatrywania dziur w zębach było złoto - drogie, mało kowalne, niestabilne w wilgotnym środowisku o zmiennym odczynie pH oraz trudne w przygotowaniu i montowaniu (złote płatki trzeba było wbijać do zęba, formując odpowiedni kształt - a że skuteczne znieczulenia wynaleziono parę wieków później, nie dziwi fakt, że wielu naszych przodków chętniej decydowało się na ekstrakcję niż na leczenie ubytków).

Początki przygody Europejczyków z tym materiałem nie należały do najprzyjemniejszych - Francuz Taveau, jeden z pierwszych dentystów, który postanowił skorzystać z wiedzy starożytnych i użyć do wypełnień mieszaniny rtęci i srebra, aplikował ją na ubytek w płynnej, tj. rozgrzanej do 200 stopni Celcjusza, formie. Pomijając ból wywołany aplikacją takiego środka na ząb, główną wadą tego rozwiązania było nieprzewidywalne zachowanie się go w jamie ustnej - w zależności od proporcji użytych składników plomby te mogły zwiększyć lub zmniejszyć swoją objętość, co skutkowało utratą szczelności połączenia z tkankami lub odkruszaniem się pozostałych, zdrowych ścian zęba.

Na przełomie XVIII i XIX wieku do świata stomatologii wkroczyli Crawcourowie - szarlatani o ponoć polskim pochodzeniu, którzy szczątkowe wykształcenie stomatologiczne uzyskali we Francji, a swe usługi świadczyli głównie w Wielkiej Brytanii oraz USA. Stworzyli oni Substytut Mineralny, pozwalający uzupełnić ubytki w krótkim czasie i bezboleśnie. Materiał, którym się posługiwali, był w rzeczywistości mieszaniną rtęci i srebrnych opiłków z francuskich monet. Crawcourowie, których imion ani liczby nie znamy, w początkach kariery na Wyspach Brytyjskich wędrowali po miastach i miasteczkach na terenie całej Anglii, spędzając czas na wypełnianiu ubytków (zazwyczaj bez uprzedniego usunięcia próchnicy) i agresywnej promocji swoich usług. Dzięki dodaniu do nazwy swego materiału przymiotnika „królewski”, przyciągnęli uwagę zamożnej części społeczeństwa, co otwarło im drogę do kariery nadwornych chirurgów szczękowych m. in. u monarchów Austrii, Belgii czy Rosji. W 1833 roku klan Crawcourów opuścił Europę i wyruszył na podbój Ameryki.

W Nowym Jorku Crawcourowska metoda leczenia ubytków niemal od razu zrobiła furorę, wprawiając w zachwyt pacjentów mających dość cierpienia na fotelu oraz w oburzając dentystów, którzy utracili znaczną część klienteli na rzecz emigrantów. Amerykańscy stomatolodzy, przeciwnicy amalgamatów, zjednoczyli się, tworząc Stowarzyszenie Chirurgów Zębowych Miasta i Stanu Nowy Jork, i wypowiedzieli Crawcourom wojnę. Na pierwsze ofiary szarlatanerii europejskich dentystów nie trzeba było długo czekać - brak całkowitego oczyszczenia zębów z próchnicy oraz niedbałość w mieszaniu wątpliwej jakości składników stopów prędko doprowadziły do pojawienia się u Crawcourowskich pacjentów problemów zdrowotnych. Wyszła też na jaw wysoka zawartość rtęci w amalgamacie, której szkodliwości świat medycyny był już wtedy świadomy. Nowojorscy dentyści zaczęli więc bić na alarm, oskarżając europejskich kolegów po fachu o trucie pacjentów. Sprzeciw stomatologów wobec Crawcourów i ich Królewskiego Substytutu Mineralnego był na tyle głośny, że sprawcy całego zamieszania nie mogli go zignorować i już pod koniec 1834 roku wrócili do Europy, gdzie z powodzeniem stosowali dalej swoje metody leczenia, używając Royal Asiatic Puzzolano, który, jak twierdzili, był nowowynalezionym przez nich, bezpiecznym i skutecznym materiałem (w rzeczywistości oszuści używali po prostu swojego Królewskiego Substytutu Mineralnego pod zmienioną nazwą).

Choć Crawcourowie opuścili USA, amerykańscy stomatolodzy nie mieli powodów do radości. Stworzona przez szarlatanów z Europy mieszanka rozgościła się w Stanach na dobre, a zaufanie do zawodu dentysty znacznie zmalało. W roku 1839 powstała ogólnonarodowa organizacja, której celem było odbudowanie dobrych relacji lekarzy z pacjentami -  Amerykańskie Stowarzyszenie Chirurgów Zębowych. Choć w założeniu związek ten nie opowiadał się jednoznacznie przeciw amalgamatom, w rzeczywistości główne urzędy sprawowali w nim lekarze uznający ten materiał za truciznę, którą powinno się wyplenić. W 1846 roku Stowarzyszenie wprowadziło uchwałę o traktowaniu użycia amalgamatu za błąd w sztuce lekarskiej i uskuteczniło powstawanie jednostek szpiegujących, donoszących na lekarzy, którzy nadal korzystali z mieszanek zawierających rtęć w gabinetach. Wywołało to wojnę domową w środowisku stomatologicznym i doprowadziło do powstania dwóch obozów - zagorzałych przeciwników amalgamatu oraz zwolenników doskonalenia tego materiału, szukania bezpiecznego dla pacjentów składu oraz wprowadzenia go do powszechnego użycia. Wielu lekarzy należących do drugiego stronnictwa sprzeciwiało się bezwzględnemu zakazowi i wystąpiło z organizacji, co poskutkowało jej upadkiem i usunięciem uchwały w 1850 roku. Przez kolejne dekady środowisko dentystyczne było skonfliktowane i gdy jedni lekarze próbowali wynaleźć bezpieczny składem amalgamat, inni krytykowali sam pomysł jego użycia. Wreszcie w 1895 roku G. V. Black wynalazł taką mieszankę rtęci, srebra i innych metali, która na całym świecie uznana została za zdatną do użytku i pogodziła zwaśnione środowiska.

Czy amalgamat Blacka był bezpieczny? W tamtych czasach, przy ograniczonych możliwościach badania skutków jego działania, mógł być za taki uznawany. Po latach sporów na temat szkodliwości zawierających rtęć mieszanek zmęczone konfliktami środowisko stomatologiczne zaakceptowało materiał Blacka, a po uzyskaniu masowej aprobaty przez dłuższy czas nikt nie zdecydował się zweryfikować, czy przyznano ją słusznie. Gdy w Ameryce w 1976 roku rząd nakazał Agencji Żywności i Leków sprawdzić bezpieczeństwo wszelkich wynalazków, materiałów i urządzeń stworzonych w celu umieszczenia ich w ludzkim ciele, amalgamat został z tego badania wyłączony. W 1991 roku WHO ogłosiło, że amalgamaty dentystyczne to jedno z głównych źródeł zanieczyszczenia rtęcią środowiska, a badania autopsyjne potwierdziły, że uzupełnienia z tego materiału odpowiedzialne są za powstanie 60-95% wszystkich złogów rtęci w ludzkim organizmie. Stanowiło to punkt wyjścia do przedsięwzięcia zdecydowanych kroków w celu dokładnego przebadania toksyczności tego tworzywa i opanowania zagrożenia zdrowotnego oraz środowiskowego wywoływanego stosowaniem amalgamatów w stomatologii.

W 2017 roku przedstawiciele 128 krajów całego świata podpisali się pod międzynarodowym traktatem środowiskowym znanym jako Konwencja Minamata, której celem jest ochrona środowiska i zdrowia ludzi przed szkodliwym działaniem rtęci. Wraz z początkiem lipca 2018 roku w krajach Unii Europejskiej zakazano stosowania amalgamatu u osób ciężarnych i karmiących piersią oraz u dzieci poniżej piętnastego roku życia. Od października 2023 roku wypełnienia z tego materiału zniknęły z koszyka świadczeń refundowanych przez Narodowy Fundusz Zdrowia, a całkowite wyeliminowanie go z gabinetów ma nastąpić do 2030 roku. Plomby na bazie rtęci przechodzą do historii stomatologii na wszystkich kontynentach, w niektórych miejscach w szybszym tempie (w Japonii amalgamatu nie używa się od ponad 40 lat, Skandynawii zrezygnowano z niego całkowicie już parę lat temu), w innych w wolniejszym (kraje słabo rozwinięte, przez wzgląd na niskie dochody ludności, brak środków finansowych na nowocześniejsze materiały, niedobór odpowiednio wykwalifikowanej kadry oraz ogromny problem z próchnicą wśród ich mieszkańców, zaczynają dopiero podejmować pierwsze kroki w kierunku odejścia od jego wykorzystywania).

Farewell, amalgamacie, farewell!

Wiemy już, że amalgamat „jest be” i dla pacjentów lepiej by było, gdyby nie nosili go w swoich ustach. Warto więc uświadomić im, że dla własnego dobra powinni wymienić srebrne plomby na białe wypełnienia. Niemniej, zielone światło od pacjenta to tylko jeden z warunków koniecznych do spełnienia przy usuwaniu amalgamatu. Protokół SMART - Safe Mercury Amalgam Removal Technique - podpowiada nam, jakich procedur powinniśmy przestrzegać, chcąc pozbyć się amalgamatowych uzupełnień. Zaleca on zachowanie następujących środków ostrożności:

Personel powinien używać bezlateksowych, nitrylowych rękawic ochronnych, czepków, przyłbic oraz specjalnych masek oddechowych z filtrami węglowymi pochłaniającymi opary rtęci lub masek dostarczających im bezpośrednio niezanieczyszczone oparami rtęci powietrze albo czysty tlen.

Pacjentowi, o ile wyrazi on na to zgodę i nie będzie przeciwko temu przeciwwskazań, przed rozpoczęciem zabiegu powinno się podać roztwór zawierający węgiel, chlorellę (gatunek alg posiadających zdolność wiązania metali ciężkich i innych toksyn) lub innego rodzaju absorbent, do przepłukania ust i połknięcia. Warto ubrać go w jednorazową odzież ochronną, osłaniającą całe ciało. Konieczne jest zapewnienie mu dostępu do tlenu - zewnętrznego powietrza (maska nosowa) - dzięki temu uniknie on wdychania oparów rtęci, które w znacznej ilości wydostają się z usuwanego wypełnienia. Po usunięciu amalgamatowego wypełnienia powinien on bardzo dokładnie przepłukać usta najpierw wodą, a później roztworem z absorbentem metali cieżkich.

W trakcie zabiegu należy korzystać z chłodzenia wodnego, pozwalającego zmniejszyć wysokość temperatury, na którą narażamy tkanki zęba, oraz ilość wydzielanych oparów; pole zabiegowe należy odizolować bezlateksowym koferdamem, by uniemożliwić przedostawanie się amalgamatu do jamy ustnej i późniejsze połykanie go lub pochłanianie przez śluzówkę dziąseł. Same wypełnienia najlepiej jest usuwać w możliwie największych kawałkach.

Unit dentystyczny trzeba wyposażyć w odpowiedni separator, zapewniający gromadzenie się amalgamatu w taki sposób, by toksyczna rtęć nie przedostała się do środowiska. Warto również przed zabiegiem upewnić się, że urządzenia zasysające (ślinociąg i ssak) pracują wydajnie.

Pomieszczenie, w którym usuwamy amalgamat, powinno mieć odpowiednią filtrację powietrza; otwarcie okien sprzyja zmniejszeniu stężenia rtęci w powietrzu, a jednorazowe pokrowce i fartuchy ochronne skutecznie chronią przed nią przebywających w pomieszczeniu ludzi.

Jeśli nie rtęć, to co?

Po usunięciu wypełnienia amalgamatowego wypadałoby powstały ubytek zabezpieczyć innym, mniej toksycznym materiałem. Alternatyw mamy na szczęście całkiem sporo - słaba estetyka srebrnych plomb i świadomość potencjalnej szkodliwości ich składu zachęcały wynalazców do poszukiwania materiałów, które byłyby w stanie wyeliminować te wady.

Glasjonomery, choć do wytrzymałości amalgamatu im daleko, a estetyką również nie zachwycają, dzięki biochemicznym interakcjom ze szkliwem i zębiną skutecznie wspierają zahamowanie procesów próchnicowych i pomagają w remineralizacji tkanek twardych zęba. Sprawdzają się w środowisku o nieidealnej suchości i nie wymagają użycia specjalistycznego sprzętu do aplikacji, dzięki czemu zyskują dużą popularność w krajach rozwijających się, w których ciężko o dostęp do tak podstawowych zasobów, jak woda czy prąd, skutecznie zachęcając miejscowych dentystów do rezygnacji z amalgamatu na ich korzyść.

Kompozyty, kompomery i inne tego typu środki pod względem estetycznym zdecydowanie górują nad srebrnymi plombami i wypełnieniami z glasjonomeru. Znaczna część z nich niemal nie ustępuje wytrzymałością amalgamatowi. Niestety, tego rodzaju materiały są o wiele droższe, nie tylko ze względu na cenę samej substancji, ale także przez koszty związane z jej użyciem - bez utwardzenia wypełnień kompozytowych za pomocą światła UV ze specjalnych lamp nie utrzymają się one zbyt długo w ubytku. Co więcej, kompozyty nie tolerują dobrze wilgoci i nie oddziałują na tkanki zęba tak korzystnie, jak glasjonomery, a zawarty w nich bisfenol A może działać szkodliwie na miazgę. Niemniej, w porównaniu z amalgamatami stanowią o wiele lepszą, zwłaszcza pod względem estetyki, opcję.

Trzeba mieć na uwadze, że idealny materiał do wypełnień póki co nie istnieje, a wybór danej substancji wymaga uważnego rozważenia jej wad i zalet w odniesieniu do konkretnej sytuacji klinicznej oraz porównania z innymi dostępnymi środkami. Posiadane przez nas obecnie informacje jasno wskazują, że mimo niedoskonałości glasjonomerów, kompozytów i podobnych im tworzyw są one o wiele lepszym, bezpieczniejszym środkiem, niż amalgamaty. Pozostaje nam więc zachęcanie pacjentów do wymiany srebrnych plomb na adekwatne do ich potrzeb uzupełnienia i aktualizowanie wiedzy o środkach, które umieszczamy w jamie ustnej drugiego człowieka.

 

Artykuł napisany został w oparciu o informacje zawarte w podlinkowanych poniżej pracach:

https://apcz.umk.pl/JEHS/article/view/41660/34545

https://www.ncbi.nlm.nih.gov/pmc/articles/PMC6466133/

https://pubmed.ncbi.nlm.nih.gov/33367618/

https://www.tandfonline.com/doi/abs/10.3109/14767058.2016.1140737?journalCode=ijmf20

https://wielkahistoria.pl/bracia-crawcour-szarlatani-ktorzy-dla-krociowych-zyskow-bez-skrupulow-truli-swoich-pacjentow/

https://twojahistoria.pl/2020/12/22/niebezpieczna-plomba-czyli-wielka-dentystyczna-awantura/

https://iaomt.org/resources/safe-removal-amalgam-fillings/?cn-reloaded=1